Siedzieliśmy z Magdą na odludnej ławeczce pod okaleczonym Amorkiem
i żłopaliśmy kolejne butelki piwa.
Wiecie sami, jak to jest, kiedy człowiek spotyka ni stąd, ni zowąd miłość swojego życia.
A ja właśnie poznałem Magdę i zobaczyłem w jej oczach,
że jestem dla niej podobną błyskawicą
przecinającą beztroskie i cokolwiek nudnawe dotąd niebo.
Taka sytuacja przyprawiającą serca o śmiertelny zawał
wymaga dość sporej ilości środków uspakajających,
zaś najbliżej dostępna była tylko lupulina w niedalekim nocnym sklepie.
Już wkrótce otwieraliśmy kolejne ampułki z piwem, całując się
między otwieranymi butelkami, kiedy któreś nie chodziło akurat siusiać
na tę, czy tamtą stronę kartki na której dziś to wszystko opisuję.
Wreszcie, gdy z przepięknym, letnim świtem nadszedł straszny czas rozstania,
okazało się, że żadne z nas nie ma długopisu!
Jak zapamiętać numer telefonu Tosi, kiedy nie ma się przy sobie niczego do pisania,
za to głowę tak rozpłomienioną, że natychmiast etylowy ogień strawi wszystko,
co chciałaby w sobie zachować -
Naraz spojrzałem na porozrzucane wokoło kapsle po naszych piwach,
a potem ułożyłem je, a to denkiem do góry, to denkiem do dołu -
starym sposobem Majów zachowując numer telefonu do czasu,
kiedy odprowadziwszy Tosię na przystanek,
powrócę z jakąś kartką i długopisem, aby ten zmysłowy system dwójkowy:
kapsel odwrócony, kapsel nieodwrócony, czyli:
Ona Ja Ja Ja, Ona Ja, Ona Ona Ja, Ona Ja, Ona Ona Ja, Ona Ja...
zamienić na nasz zwykły, codzienny i szary jak życie -
Już po czasie zrozumiałem, że wcale nie trzeba salonów, wykwintnego wina,
czy jak to poetom niekiedy trzech wkładów do długopisu i wielu kartek papieru,
aby utrwalić coś wielkiego, może najważniejszego w życiu.
A teraz przepraszam, ale muszę już kończyć...
-
do nowej huśtawki dla wnuczka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz