Modlitwa ateisty do Ojczyzny



Jeżeli mi tak smutno, że bardziej nie może,
znak to, że istniejesz, czy nie ma Cię, Boże?
I czy jeśli nie wierząc, w myślach tkwię ze sobą -
Wierzę, skoro bogów nie mam poza Tobą?
- Tak moją Ojczyznę, co jak Ty jest Słowem,
kocham, choć jej pojąć rozumem nie mogę!
Lecz jeśli mi tak smutno, że bardziej nie może,
znak to, że Jest taką, jak nie ma Cię, Boże?


Bajałka o detalach














Piwo w kielichu czerwca zlizawszy do czysta,
"prądem rzek obojętnych niesion w ujścia stronę" (1) -
dopływał mąż znużony w znajome drzwi czyśćca,
kiedy nagle "ster prysnął" (2), gdy zobaczył żonę.

- Piłeś!
- Piłem, lecz... mleko od krowy.
- Żartujesz?
- Nie, tylko
nie jestem drobiazgowy.


Minął czerwiec jak przystań malejąca w dali,
"zapodziany po głowę przed ciekawych okiem" (3)
 mąż wyławiał Syreny pośród piwnej fali,
by po latach powrócić do dom chwiejnym krokiem.
A tam żona, jej matka i krzyk rybitw:
 
1 - O, tatka!
2 - Wrócił tatka!
3 - Więc... taki jest tatka?


"Patrz na te chmury, co się kłębią w niebie,
siostrzyce burz i niepogody!" (4) -
doradzał poeta, lecz tatko nie słuchał
z powodu niezbyt przyjemnej przygody:

- Było jedno!
- Nie, troje!
- Ależ jedno!
- Trzy, drogi.
- Ale...
- Precz z ale...
Nie bądźmy drobiazgowi!



=== === === === ===

Detale:

(1)  Artur Rimbaud - Statek pijany
(2)  Adam Mickiewicz - Burza (Sonet)
(3)  Bolesław Leśmian - W malinowym chruśniaku
(4)  Leopold Staff - *** (Patrz na te chmury...)


uliczka



wiosna
wieczór z boku
ręka w rękę


jak wczoraj
odprowadza mnie
najkrótszą drogą


hej chłopcze!
nie tędy tylko nie tędy
znów nigdzie nie dojdziemy


dziś niech prowadzą nas cienie





cel - NIK





 przepuściłem ślicznotkę
 z biustonoszem wypchanym silikonem
 uroczą czarnulkę z alkoholem we krwi
 tamtą rudą małpę z fałszywymi diamentami w oczach
 i dwie stateczne damy bez mężowskiej akcyzy
 ale ciebie kochana nie puszczę -
 straciłem kontrolę nad sobą!
 proszę pójść ze mną
 za tymi oto rozkwitłymi gałązkami jaśminu
 na wiosenną osobistą rewizję



Panta rhei








   





   

    Miłość, księżyc i róża - wciąż padają w wierszach
    niczym Marines w Iraku,
    więc napiszę Pani dziś coś o teropodach,
    o mamucie, kangurze, lub nawet i o dziobaku. 

    Czy domyśla się Pani, że taki diplodok
    rzucał się na brontozaura i odgryzał mu bok?
    Albo, dajmy na to, jak bardzo mamachajrodon
    ceraura, megamysa, nie znosił był on?
    Czy zdaje sobie Pani, choćby niejasno sprawę,
    jak biegnąc na skróty tyrannozaur deptał świeżą trawę?

    Hm, Pani się dziwi... to pierwszy wiersz dla Pani,
    w którym nie ma wyznań, westchnień i łez.
    Wiersz, w którym nie ma nic o niebie,
    a choć wiosna przyszła - od strofy do strofy
    nie pachnie bez.
 
    Tylko słowa padają (patrz fragment o Marines), szeleszczą na kartce
    jak w paprociach pierwotny deszcz,
    i z całą pewnością tygrys szablastozębny czai się na następnej stronie,
    na kolejnej amonit zastygł w kamień, jak nowych czasów dreszcz.
 
    Więc boi się Pani i dygocze. W końcu na moim ramieniu szlocha,
    by spytać drżącym głosem: - Czemu właściwie napisał Pan
    dla mnie ten straszny wiersz?...


   - Jak to czemu? Ależ proszę Pani, ależ... 
   przecież ja bardzo, ale to bardzo Cię kocham!