Krul Anomalli I, epoka renesansu
Zdarzyło się pewnego rześkiego poranka,
że Krulowi zmarł na serce jeden z tysiąca uwielbianych Sucoyebków.
I zasmucił się Krul wielce, prawie tak wielce, jak sam był Wielki
(no, może były raptem dwa cale różnicy) i zarządził tydzień żałoby
w swoim Nienajmniejszym Krulestwie.
A kiedy zafrasowany przechadzał się trzeciego dnia Smutku
po nieodżałowanym Sucoyebku MLIX-tym brzegiem pałacowego jeziora,
posłyszał nagle dolatujący z szuwarów wesoły śpiew:
W północnej wieży skłębionych chmur
somnambuliczny księżyca pień;
po pniu co noc zmęczony Krul
ucieka w sen
Na chwilę przed snem, srebrzysta straż
krzyżuje ostre halabardy:
ach, wybacz Krulu... twoja twarz
- gdzież to się podział wyraz jej hardy?
Czy to na pewno ów grymas ust,
z którego czyta kat wyroki?
Łzę w oku słychać, jak wiosła plusk,
a przecież Krul nasz - suchooki!
W północnej wieży skłębionych chmur
somnambuliczny księżyca pień;
Po pniu co noc zmęczony Krul
powraca w dzień.
O, Krulu Wielki - szepce błazen -
ciepły kandelabr w pustej twarzy
Twoje Krulestwo sięga marzeń
ale... nie marzy.
Odsłonił rękami sług kotary sitowia Krul Rozgniewany i ujrzawszy młodego rybaka
plotącego trzy po trzy nową guffę zdziwił się wielce.
- Czyż to nie ty, nie dalej jak wczoraj zakopałeś za chatą własną mateczkę?
- Ja, Krulu - przestraszony rybak padł na zardzewiałe kolanka,
których pełno leżało w tym miejscu.
- Więc czemu śpiewasz dziś radosne sitorole, jakby nic się nie stało?
- Bo byłem Krulu do tego przygotowany! Czyżby matka moja miała trwać wiecznie,
skoro nawet odwieczne Krulestwa wrogów w niecały miesiąc gasną w Twoich mieczach?
Krul zamyślił się i odszedł, puszczając płazem (Amphibia,
gromada zmiennocieplnych kręgowców ziemnowodnych)
wesoły śpiew rybaka w trzecim Dniu Narodowej Żałoby.
Wieczorem rozkazał zabić pozostałe 999 ukochanych Sucoyebków.
- Co czynisz, mój Krulu?! - zawołała Żona wychodząc z sypialni w czarnej i długiej
na tydzień żałoby koszuli nocnej.
- Skoro i tak cierpię po stracie jednego Sucoyebka, przy okazji niechaj ominie mnie ból,
który będzie mnie trapił po śmierci każdego z nich – odrzekł Krul
i spojrzał ponuro na swoją piękną żonę. Nagle zauważył,
że jakby ostatnio troszkę się postarzała (no co ona taka jakaś bez życia,
a jeszcze ubrała się jak głupia dziwka...), czy może raczej śmierć pieska
tak niekorzystnie wpłynęła na kolor jej włosów?
- Hmm... - chrząknął - Skoro i tak będziemy mieć w Krulestwie jeszcze kilka dni Żałoby...
przypisek)
Autor tego manuskryptu chciał jeszcze opisać, jak to Krul wpadłszy
w samodestrukcję wyciął po kolei w pień całe swoje krulestwo,
jak pod koniec tej okropnej rzezi wpadł do płonącej komnaty Wynalazca
krzycząc (Krulu, właśnie wynalazłem kałasznikowa przeszywającego
śmiertelnie krowimi klockami najtwardsze zbroje wrogów!) a wtedy Krul
wypróbowawszy na nim nową broń tak ją pokochał, że natychmiast
roztrzaskał karabin o ścianę i potem sam się z niego zastrzelił a swoje
ukochane ciało spalił i rozrzucił w pałacowych ruinach gdzie do dzisiaj
gania własnego ducha z siekierą w ręku, wołając: Skoro i tak mam Cię wyzionąć?
- zatem autor chciał jeszcze to wszystko opisać, jednak stwierdziwszy,
że mądry Czytelnik sam w międzyczasie domyślił się tego - wsiadł do nowiutkiego
modelu guffy i popłynął na drugi koniec świata wyśpiewując po drodze sitorole:
Zaiste, nie błądź! Nie poszukuj treści
skąd i tak nie wyjmiesz nic nad światło dzienne.
Cóż z tego, że ponoć skarby tkwią w Czuleści,
gdy moce ich strzegą piekielne, tajemne?
Nie inaczej wnikaj, jak tylko cieleśnie
w kobiecą naturę! Krulu Mondry, młody -
nie poszukuj sensu w jej mętnym jestestwie,
tak jak nie myl nigdy jej, ze swoją brody.
W swą, gdy palec wkładasz - wkładasz przecie po to,
by w włosach z zamyśleń snuć mądrą tkaninę.
Jeśli zaś w jej wetkniesz, to tylko niecnoto,
by kiedyś się cieszyć swoim Mondrym Synem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz